niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 14 ,,Czy ty jesteś..?"

       - Mówię ci, że ona tu jest! - słyszę podniesiony głos Zoe. Marszczę brwi i prostuję się.
- Skąd możesz to wiedzieć? - odpowiada jej jakiś chłopak i po głosie rozpoznaję, iż jest to Eric. Uśmiecham się pod nosem i zaczynam podążać wzdłuż muru. Wkładam dłonie w kieszenie spodni, gdyż na dworze panuje mróz. Stawiam powoli swoje kroki, a swoim nadnaturalnym słuchem dokładnie słyszę każde uderzenie butów Zoe i Erica o kostkę.
      Po chwili skręcam w prawo i nagle potykam się o gałąź - tak gałąź. Tracę równowagę i zaczynam lecieć w stronę chodnika. Jestem pewna, że w ciągu paru sekund moja twarz spotka bolesne spotkanie z ziemią. Tak się jednak nie staje, gdyż zaledwie w ułamku sekundy obejmują mnie w talii jakieś silne ramiona.
     Oddycham głęboko i unoszę wzrok. Nade mną stoi uśmiechnięty Ethan, a obok niego Zoe, która stara się nie parsknąć śmiechem. Piorunuję ją wzrokiem i unoszę się do pozycji stojącej. Otrzepuje z ubrań niewidzialny pyłek i spoglądam zdziwiona na swoich nowych przyjaciół.
- Co tu robicie? - pytam krzyżując ramiona na piersi. Bardziej jednak chcę zapytać skąd wiedzą, gdzie mieszkam.
- No wiesz... Długo cię nie było, więc postanowiliśmy cię poszukać - informuje mnie Ethan.
- Ale skąd wiecie, gdzie mieszkam? - zadaję w końcu pytanie, które mnie trapi.
- Nie wiemy - Zoe wzrusza ramionami. - Zapominasz o tym, że jestem w połowie wilkołakiem, więc mam dobrze rozwinięty zmysł węchu. A twój zapach jest bardzo charakterystyczny - prycha.
- Jakże mogłam o tym zapomnieć! - krzyczę ze skruchą w głosie. Zginam się w pół i uderzam się pięścią w pierś. -Wybacz mi o pani! - mówię ze śmiechem.
- Wybaczam ci o moja najwierniejsza służko - mówi dziewczyna i dotyka mnie dłonią w ramię.
- Na Merlina, proszę nie róbcie mi wiochy na środku ulicy - mówi Ethan i zakrywa swoją twarz lewą dłoń.
- Czy ktoś mnie wzywał? - słyszę aksamitny głos swojego ulubionego czarodzieja. Obracam się na pięcie i zauważam podążającego w moją stronę Merlina.
- Merlinie ty mój najukochańszy! - krzyczę i biegnę prosto w jego stronę. Chłopak otwiera ramiona i porywa mnie do góry. Śmieję się głośno i zarzucam mu ramiona na szyję, wtulając się w zagłębienie w jego szyi.
- Amatis ty moja najukochańsza! - odpowiada czarodziej i stawia mnie na ziemi ze śmiechem. Czochra mnie żartobliwie po włosach, po czym składa delikatny pocałunek na moim policzku.
- Co tu robisz? - pytam marszcząc brwi.
- Byłem u Matta, ale coś mu dolega. Ogólnie rozrywa poduszki na strzępy, rzuca wszystkim co popadnie i wyję do księżyca - mężczyzna wzrusza ramionami. - Więc wyszedłem sobie na spacer - uśmiecha się szeroko.
- Wiesz.. trochę się pokłóciliśmy... i nie jestem mu do końca posłuszna, więc może się denerwować - drapię się po karku.
- Zuch dziewczyna - śmieje się i poklepuje mnie po ramieniu. Nagle unosi się na palcach i spogląda za moje plecy. Jego wzrok ląduje na Ethanie, a kolor jego tęczówek zmienia swoją barwę na złoty.
- A któż to? - pyta wymijając mnie. Odwracam się w stronę przyjaciół i zauważam, że Ethan intensywnie wpatruje się Merlina.
- Och, ja jestem Zoe - mówi ochoczo Zoe, uśmiechając się szeroko.
- Nie ty dziewczyno - prycha Merlin. -Chodzi mi o tego uroczego chłopca obok ciebie - mówi i powoli przesuwa koniuszkiem języka po dolnej wardze. Chwila, że co?!
- J- ja?- Ethan wskazuje niepewnie na siebie palcem, a Merlin potakuje głową. -Och, ja jestem Ethan. Ethan Blake.
- Śliczne masz imię - odpowiada Merlin uśmiechając się zalotnie i delikatnie dotyka jego ramienia. Ethan pod wpływem jego dotyku się rumieni.
- Co tu się właśnie dzieje? - pyta Zoe, ale nikt jej nie odpowiada.
- Zdaję mi się, że czarodzieje mają właśnie okres godowy - mówię poważnie na co dziewczyna wybucha głośnym śmiechem, czym zwraca na siebie uwagę Ethana i Merlina.
- Nie prawda, kochanieńka - mówi obrażony Merlin, pewnie tym, iż przerwałyśmy mu jego zaloty.
- Och, dobra. Nieważne. Pozwól, że sobie zabierzemy teraz swojego przyjaciela, a ty się z nim umów kiedy indziej - prycham i zaczynam ciągnąć Ethana za nadgarstek za sobą.
- Zadzwoń! - krzyczy Merlin, a Ethan macha mu na pożegnanie.
     Po chwili znajdujemy się za zakrętem, a Ethan opada na mur.
- Och, jaki on jest gorący! - chłopak przymruża oczy i zaczyna się wachlować dłonią.
- Wybacz Ethan moje pytanie, ale... czy ty jesteś gejem? - pytam zmieszana. Chłopak spogląda na mnie, a jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
- A nie widać? - pyta odpychając się od muru lewą nogą.
- No, nie za bardzo - śmieję się.
- To w sumie chyba dobrze. Wiesz.. chcę być mężczyzną w związku - chłopak wtóruje mi.
- Ale spójrzcie na to z innej strony... W naszej przyjaźni nie będzie friendzone'a! - wykrzyknęła rozbawiona Zoe. - No chyba, że ty Amatis jesteś lesbijką.
- Oczywiście. Zostałam nią, gdy tylko ciebie zobaczyłam - prychnęłam.
- Och! No wiesz schlebiasz mi, ale ja niestety jestem hetero - uśmiecha się szeroko.
- I cóż ja biedna pocznę? Chyba będę musiała naprawić swoje złamane serce w ramionach jakiegoś mężczyzny! - krzyczę.
- Ja nawet wiem jakiego - Zoe porusza sugestywnie brwiami.
- Nawet nie wypowiadaj jego imienia - warczę wiedząc kogo dziewczyna ma na myśli.
- Och no przecież miałam na myśli czekoladę. Chociaż w sumie czekolada to rodzaj żeński, bo ta czekolada. No to może... lody? Te lody? To mi pasuje. W takim bądź razie idziemy na kawę i na lody z polewą czekoladową i masą bitej śmietany! No i może jeszcze więcej czekolady... Najlepiej, żeby lody w niej pływały - mówi rozmarzona Zoe. Spoglądam na nią, a moja lewa brew leci ku górze.
- O matko. Myślałam, że tylko ja jestem tak dziwna - mówię.
- I ty jesteś dziwna i Zoe jest dziwna. Nie wiem jak cudem się jeszcze przyjaźnię z Zo i jak niby wytrzymam z tobą... Przecież moja psychika na tym ucierpi, a mój mózg chyba dokona autodestrukcji przez waszą głupotę do kwadratu - wzdycha Ethan.
- Ej! - krzyczymy oburzone. Spoglądamy na siebie i wybuchamy na siebie.
- Nie wierzę. Już nawet macie intuicję przyjaciółek... to idzie w złą stronę, zdecydowanie złą.
- Przyłącz się do mrocznej strony mocy! Mamy ciasteczko - mówi Zoe hipnotyzującym głosem machając dłońmi przed twarzą Ethana.
- Pf.
- I Merlina! - dodaję szybko.
- W takim bądź razie, którędy mam iść, aby dotrzeć do mrocznej strony mocy? - pyta nagle ożywiony.
- Idź do centrum. Najlepiej do kawiarni "Pradise Lost".
- Zatem chodźmy moi przyjaciele! Czas na dobre lody i seks z Magnusem! - krzyczy Ethan i zaczyna iść żwawym krokiem. Słysząc słowo "seks" omal nie krztuszę się powietrzem.
- Coś ty powiedział? - pytam doganiając moich przyjaciół.
- Powiedział słowo S E K S - oznajmia Zoe literując ostatnie słowo. - Nie mów, że jesteś taką świętoszką, że nigdy go nie słyszałaś ani nie wyszło z twoich ust ni razu - prycha.
- Wcale nie - oburzam się. - Ale Ethan i Merlin... oni.. no - mówię, a moje policzki przybierają różową barwę. Wiem to stąd, że czuję ciepło w tym miejscu.
- Wiesz geje też uprawiają seks - Zoe patrzy na mnie wielkimi oczami. - Widzę, że musisz się dużo nauczyć.
- Dobra. Skończmy ten temat - mówię unosząc dłoń.
- Jak sobie życzysz milady - białowłosa dziewczyna kłania się przede mną, a ja komentuję to prychnięciem.
          Po chwili dochodzimy do centrum, a stamtąd rzut beretem do ulubionej kawiarni Zoe.
- Mówię ci! Lody są tam pyszne, a polewa czekoladowa smakuje jak... jak najlepsza czekolada świata! - mówi Zoe. Przez prawie całą drogę nawija nam o każdym rodzaju lodów jakie można tam dostać i jakie to one są dobre. Oczywiści wpuszczam to jednym uchem, a drugim wypuszczam i potwierdzam jej słowa krótkim mruknięciem "yhym" lub skinieniem głowy. Ethan reaguje tak samo, więc wnioskuję, że ta dziewczyna zawsze tak nawija o lodach w drodze do jej ulubionej kawiarni.
        Podchodzimy pod drzwi, a do moich nozdrzy dostaje się intensywny zapach mlecznej czekolady.
- O matko.. tu naprawdę pachnie jak w niebie - mówię rozkoszując się aromatami.
- A nie mówiłam - śmieje się Zoe i prowadzi nas do stolika pod oknem. Siadam na dużej kanapie, obok mnie Ethan a Zoe siada naprzeciwko nas na krześle. Opiera głowę na dłoniach i patrzy się na nas z uśmiechem.
- O co tobie chodzi? - pytam marszcząc brwi.
- W końcu się najem czekolady! - piszczy i przebiera nogami pod stołem.
- Matko, Zo. Przecież przedwczoraj też tu byliśmy - wzdycha Ethan i kręci głową uciskając nasadę nosa.
- Przedwczoraj! Wiesz, że to dla mnie wieki? Czekolada cały czas powinna krążyć w moim organizmie, ponieważ inaczej dostaję świra!
- Zo nie oszukujmy się. Ty zawsze jesteś świrnięta - mówię.
- No własnie! A wiecie dlaczego? Dlatego, że nie mam czekolady w organizmie!- krzyczy, a ja dziwię się, że jeszcze nikt nie zwrócił nam uwagi, że jesteśmy za głośno.
- Kiedy przyjdzie nas ktoś obsłużyć... przecież Zo, zaraz przebije ten stół paznokciami - mówi Ethan. Spoglądam na dłonie dziewczyny. Rzeczywiście. Jej paznokcie się wydłużyły i wbijały z drewno.
- Alaric! Chodź mnie obsłużyć! - wydziera się Zoe.
- Dziewczyno! Czy ciebie wilki wychowały? - pytam. Po chwili doszło do mnie co powiedziałam. Spojrzałam na Zo, która piorunowała mnie wzrokiem. - Rozumiem. Wybacz - mruczę.
      Nagle do naszego stolika podchodzi jakiś mężczyzna. Na oko dwudziestoletni, dobrze zbudowany. Wilkołak. Wilkołaki mają charakterystyczny zapach, który ja dzięki mojemu wampirzemu węchowi doskonale wyczuwam.
- E yo, Zo i jej przyjaciele - powiedział.
- Alaric! W końcu jesteś. Myślałam, że tu skonam z niedoboru czekolady - marudzi kładąc się na stole.
- Domyślam się - śmieję się Alaric i z kieszeni fartucha wyjmuje notesik oraz długopis. - Więc co podać? - pyta, a Zoe od razu zaczyna mu wymieniać. Ja jednakże nie skupiam się na tym co mówi, gdyż czuję, że ktoś lub coś bacznie mnie obserwuję. Spoglądam na okno, które jest na końcu pomieszczenia. Za szybą stoi jakaś postać. Ma czarną pelerynę opływającą całe ciało, i szeroki kaptur w tym samym kolorze nasunięty na głowę. Ja już go gdzieś widziałam... Nagle postać podnosi rękę i przyciska ją do szyby. Jego dłoń jest blada, a wszystkie niebieskie, fioletowe i zielone żyły są wspaniale widoczne. Otwieram szeroko oczy. Już wiem, gdzie go widziałam. W tym śnie, w tej wizji... Miałam z nim styczność w wieku pięciu lat.
    Postać długim palcem wskazującym kreśli coś na szybie. Wzrokiem zaczynam śledzić jego poczynania. Wzory zaczynają się układać w imię i nazwisko. Amatis Blackwell. Moje imię i nazwisko.
- Co to do cholery - mruczę i podnoszę się z kanapy.
- Amatis? Co jest?- słysze Ethana. Spoglądam na niego.
- Widzisz tą postać za szybą?- pytam wskazując tam palcem. Chłopak podąża za nim wzrokiem i marszczy brwi.
- Am dobrze się czujesz? Tam nikogo nie ma - mówi. Odwracam wzrok. Czarna postać nadal tam jest.
- Jak to nie? Przecież nie mam problemów ze wzrokiem!
     Nagle postać kładzie dłoń na szybie, a ta rozbłyska czerwonym blaskiem. Widzę wizję. Wiem co się za chwilę stanie. Cała szyba rozleci się w kawałki.
- Wszyscy na ziemię!- krzyczę. Ludzie w panice zaczynają kłaść się na ziemi, oprócz Ethana, Alaricka i Zoe. Ethan wstaje z kanapy, a Zoe dalej rozmawia o czekoladzie, tak jakby nie miała pojęcia co właśnie się dzieje. Nagle słyszę huk i szyba wedle moich wizji pęka. Odłamki szkła z dużą prędkością lecą przez pomieszczenie. Po sali rozbrzmiewają piski przerażenia. Zoe oraz Alarick rzucają się na ziemię, a Ethan kryję się pod daszkiem z własnych ramion.
     Szkło opada na ziemię i stoły. Wszystko ucicha. Nikt się nie odzywa tylko każdy powoli wstaje z ziemi. Niektórzy są ranni, innym nic się nie stało. Ethan powoli opuszcza ramiona, a Zoe zdezorientowana wstaje z ziemi. Przyjaciele spoglądają na mnie, a ich oczy rozszerzają się.
- O matko - Zoe zakrywa sobie usta dłonią, a w jej oczach pojawiają się łzy.
- Amatis - Ethan drżącym palcem wskazuje na mój brzuch, a ja spuszczam wzrok.
- O matko! - piszczę. Z mojego brzucha wystaje kawałek szkła, który przebił się przez skórę. Koszulka barwi się na ciemno przez szkarłatną krew wypływającą z mojego ciała. Powoli obejmuję dłońmi szkło. Zaciskam usta i szarpię za ostry kawałek, który z oporem wysuwa się z mojego ciała.
- Agh! - krzyczę z bólu i wypuszczam szkło z ręki. Krwawienie nasila się.
- Do cholery Amatis, coś ty narobiła? - Ethan podbiega do mnie w chwili, gdy moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Osuwam się w jego ramiona. Mężczyzna obejmuje mnie jedną ręką, a drugą unosi nad raną. Wokół jego dłoni rozbłyska błękitna aura. Nagle widoczność przysłania mi czerń, a ja słyszę jakieś szumy.
- Amatis! Nie usypiaj! - słyszę krzyk Ethana, ale ciemność jest bardziej kuszącą od jego głosu. Czuję jak tracę panowanie nad moim ciałem, a potem nad moimi zmysłami. Już nic się nie liczy. Chcę spać... tak bardzo spać.