niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 10 ,,Zaginiony brat z wymazanych wspomnień"

     Spadanie w moim wyobrażeniu trwa całą wieczność. W ciągu tej "krótkiej chwili" zdążam zacząć machać rękoma, oraz krzyczeć. Jestem pewna, że gdy wszystko się skończy, uderzę w twardą podłogę, a z mojego ciała pozostanie naleśnik. Tak się jednak nie dzieje. Po wieczności w końcu przestaję spadać, ale nadal krzyczę. Nie czuję bólu, nie czuję niczego. Czy nie żyję? Otwieram oczy, które mocno zaciskałam i zauważam Matta, który trzyma mnie w ramiona.
-Ja żyję- szepczę rozglądając się dookoła.
-Jasne, kretynko- prycha Matt. Oczywiście. Przed chwilą prawie zginęłam, ale on i tak będzie mnie nazywał kretynką.
-Dzięki za złapanie- mruczę i wyplątuję się z jego ramion. Staję na podłodze i próbuje odzyskać równowagę, gdyż wszystko się chwieje.
    W końcu stawiam pierwszy krok i czuję przerażający ból w kostce. Zagryzam wargi i zaciskam dłonie w pięści. Robię kolejny krok i kulejąc kieruję się do szatni. Podchodzę do dużych drzwi i popycham je z barka. Wchodzę na słabo oświetlony korytarz. Idę przed siebie po czym skręcam w prawo do szatni, w której się przebierałam. Wchodzę do niej i siadam na drewnianej ławce. Podciągam swoje leginsy i oglądam kostkę. Jest napuchnięta, a blizna przybrała czerwony kolor.
-Cholera- klnę. Wstaję i przez głowę zdejmuję koszulkę. Nachylam się i zaczynam szukać koszuli.
-Wszystko w porządku?- słyszę głos Matta. Cholera. Przecież jestem na samym staniku. Odchrząkam.
- Tak. Nic mi nie jest. - odpowiadam, ale mój głos drży. Słyszę jak Matt stawia kroki, a po chwili jego oddech owiewa mój kark. Jest tuż za mną. Zamykam oczy i próbuję ochłonąć.
- Co się stało?
- Nic. Przepraszam czy mógłbyś wyjść? Próbuję się przebrać - mówię. Nie słyszę odpowiedzi, ale czuję jak palce Matta owijają się wokół mojego nadgarstka i po chwili stoję przodem do mężczyzny. Moje policzki przybierają odcień szkarłatu, ale wytrwałe patrze w bezuczuciowe oczy Matta.
- Czemu nie chcesz ze mną rozmawiać? - pyta i jego wzrok na chwilę wędruje na mój biust, ale po chwili znów kieruje swoją uwagę na mojej twarzy. Jego palce boleśnie zaciskają się na moim nadgarstku, a ja czuję, że będę miała siniaki.
- Bo nie chcę. Czy nie mogę zachować przed tobą osobistych tajemnic? Nie mam ochoty dzielić się z tobą moimi przeżyciami.
- Czy nie sądzisz, że byłoby lepiej gdybym wiedział o tobie więcej?
- Nie, nie sądzę. Może lepiej pozwoliłbyś mi dowiedzieć się więcej o tobie - mówię.
- Nie. - Odpowiada krótko i zwięźle. Zaczynam się denerwować.
- No widzisz! Tak samo jest ze mną! Czy nie potrafisz zrozumieć tego, że nie mam ochoty przypominać sobie rzeczy, które powodują, że cierpię?! - mój głos staje się głośniejszy.
- Dlatego lepiej byłoby, gdybyś ze mną o tym porozmawiała - mruczy Matt.
-Nie, Matt. Nie byłoby lepiej. I nigdy nie będzie lepiej. Wiesz jak to jest, gdy jedna głupia rzecz przekreśla twoje największe marzenia?- pytam. - No tak. Nie wiesz. Przecież jesteś zbyt idealny, aby zaznać cierpienia, zważając, że ty chyba nie odczuwasz żadnych emocji- warczę.
    Matt wbija paznokcie w moją skórę spod, której zaczyna sączyć się krew. Ciągnie mnie za nadgarstek tak, że wpadam na jego klatkę piersiową.
-To boli- mówię, a do moich oczu napływają łzy.
- Co się stało z tą dziewczyną, którą byłaś jeszcze rano?- warczy.
- Stoi przed tobą. Tylko w innej osłonie. Nie podoba ci się? - pytam i unoszę głowę uśmiechając się gorzko. W oczach Matta czai się frustracja, furia, ale także żal. Usta ma zaciśnięte w wąską kreskę.
- Nie podoba mi się to. I podobać nie będzie. Wiem jaka jesteś naprawdę i nie lubię jak przede mną udajesz. Nie jesteś taka i nie próbuj taką być - mówi.
- Problem leży w tym, że nie wiem jaka jestem naprawdę. Mimo iż mieszkałeś ze mną przez spory okres to nie wiesz najważniejszych rzeczy. Jak śmiesz uznawać, że mnie znasz?- pytam, a łzy przysłaniają mi widoczność. Nie wiem dlaczego płaczę. Nawet nie wiem kiedy zeszliśmy na ten temat. Matt się nie odzywa. Jego uścisk na nadgarstku zelżał. Wyrywam mu dłoń i narzucam na ramiona koszulę, którą szybko zapinam. Zdejmuję gumkę z włosów i zarzucam na ramię swoją torbę. Odwracam się na pięcie i przechodzę obok Matta wychodząc z pomieszczenia. Kieruję się w lewo i popycham ciężkie drzwi, które prowadzą na dwór. Schodzę po trzech stopniach, a moje ciało oplata chłodne powietrze. Pociągam nosem i wierzchem dłoni wycieram oczy. Nie mam pojęcia dlaczego tak wyżyłam się na Matt'ie, ani nie wiem z jakiego powodu moje nerwy puściły i się tam popłakałam.
                                                                            ***
     Po długiej wędrówce - którą specjalnie przedłużałam chodząc po lesie- w końcu stoję przed drzwiami do mieszkania Matta. Nie. To jest też moje mieszkanie. 
-Świetnie. Upokorzyłaś się na oczach swojego współlokatora- mruczę do siebie zażenowana swoim zachowaniem i podchodzę do drzwi. Naciskam na klamkę a ta, tak jak sądziłam, nie ustępuję. Wzdycham rozdrażniona i sięgam dłonią do zamka swojej torby. Odpinam go i wkładam dłoń wewnątrz. Przez chwilę penetruję jej wnętrze.
-Cholera- klnę pod nosem, gdy nie znajduję klucza do mieszkania. Siadam na marmurowych schodkach i kładę głowę na kolana. Świetnie. Nie dość, że wyszłam na przewrażliwioną na swoim punkcie dziewczynę to teraz jeszcze się okazuje, że jestem idiotką. Nie no niezłe Matt może mieć o mnie zdanie. 
    Nagle prostuje się oświecona. Przecież mam w kieszeni dżinsów wsuwkę. Zawsze noszę ją przy sobie. A przecież tym przyrządem potrafię otworzyć zamek. 
    Wstaję szybko z schodów i zaczynam grzebać w przedniej kieszeni dżinsów. W końcu natrafiam na metalową wsuwkę i wyjmuję nią. Podchodzę do drzwi i schylam się, aby trafić wsuwką do środka. Wkładam nią i parę razy ją dociskam, a później przekręcam dwa razy w prawo. Słyszę pstryknięcie i drzwi ustępują. 
-Jest!- krzyczę zadowolona z swoich umiejętności. Z uśmiechem chowam wsuwkę do spodni i wchodzę do mieszkania. Zamykam drzwi i odwracam się w stronę salonu. W tej chwili uśmiech schodzi z mojej twarzy. Na kanapie siedzi jakieś mężczyzna i intensywnie wpatruje się w fotografie, która trzyma w dłoniach. 
-Kim jesteś?- pytam. Chłopak unosi głowę i patrzy na mnie, a moją uwagę przyciągają jego oczy. Są takie same jak oczy...mojego taty. 
-Amatis- mówi mężczyzna i podnosi się z kanapy. Zapobiegawczo cofam się o krok. 
-Kim jesteś?- ponawiam swoje pytanie. 
-Mam na imię Adam- odpowiada i wyciąga w moją stronę dłoń z fotografią. Patrzę na niego podejrzliwie. 
-Czego chcesz? Co tu robisz? 
-Nie chcę ci nic zrobić. Czy możesz spojrzeć na tę fotografię?- pyta i przybliża się do mnie o krok. Ja również postępuję do przodu. Wyciągam rękę i odbieram od niego fotografię. Spoglądam na nią i zauważam, że uchwyciła ona widok szczęśliwej rodziny. Mama, tata, syn i córka. Przyglądam się intensywniej i zauważam o co chodziło mężczyźnie, który stoi przede mną. To zdjęcie przedstawia mnie, moją mamę, mojego tatę i chłopca, którego nie kojarzę. 
-Kim jest ten chłopiec?- pytam unosząc wzrok. Adam uśmiecha się delikatnie, a w jego lewym policzku tworzy się dołeczek. 
-To...-zaczyna, ale po chwili kończy marszcząc brwi. 
-Czemu przerywasz? 
-Nie mamy wiele czasu. Twoi znajomi się zbliżają. Jeżeli chcesz poznać kim jest chłopczyk na fotografii, a kim jestem ja, spytaj Merlina - informuje mnie.
- Ale..
- Po prostu spytaj - ucina. Uśmiecha się i pstryka w palce, a następnie tak po prostu rozpływa się w powietrzu. 
-Czekaj!- krzyczę za nim, ale go już nie ma.
     Słyszę głos otwieranych drzwi i kroki, które postępują w moją stronę. Ktoś kładzie dłonie na moich ramionach, ale ja się nie ruszam. Jak zaczarowana wpatruję się w fotografię. Ktoś patrzy przez moje ramię. Słyszę syknięcie.
-No to mamy problem- ciepły oddech Merlina owiewa moją szyję. Odwracam się energicznie i staję twarzą w twarz z czarodziejem. Przytykam mu fotografię do twarzy.
-Kim jest ten chłopiec? - pytam.
- Jak będziesz przyciskała mi ten papier do twarzy to ci nie odpowiem - słyszę jego przytłumione warknięcie.
- Przepraszam - mruczę oddalając dłoń, a Merlin wyrywa mi zdjęcie z zaciśniętych palców. Przygląda mu się uważnie, a na środku jego czoła pojawia się zmarszczka.
- Och, czy naprawdę chcesz to wiedzieć? - pyta luźno machając fotografią, ale po jego postawie widać, że jest zestresowany.
- Tak, chcę to wiedzieć.- Syczę.
- Dobrze, już dobrze. Bez agresji. To twój brat - mówi lekko odwracając wzrok.
     Jego słowa uderzają mnie dogłębnie i cały czas rozbrzmiewają w mojej głowie. Mój brat. Przecież ja nie mam brata. To nie możliwe. Ale jak...
- Amatis... - słyszę czuły szept i czyjaś ręka dotyka mojego policzka.
- Nie - mówię i odtrącam ją.
- To nie moja wina - zapiera się szybko Merlin. Unoszę wzrok i widzę go jak przez mgłę. Ale niestety poznaję, że kłamie.
- Kłamiesz - mówię, a w moim głosie nie słychać, żadnych emocji.
- No dobra. Może maczałem w tym trochę palcami - mruczy.
- Merlin....coś ty znowu narobił? - słyszę odległy głos Matta.
- No bo ja...tak jakby wymazałem, Amatis wszystkie wspomnienia związane z jej bratem - mruczy zmieszany.
- Że coś ty, przepraszam, zrobił? - pytam i piorunuję go spojrzeniem. Czarodziej wygląda jakby miał zaraz zacząć  kulić się ze strachu.
- Słuchaj...musiałem to zrobić. Po tym jak twoi rodzice zapadli w magiczną śpiączkę, twój brat został porwany przez ród  teneabsqufa i został uznany za nieżywego. Nikt nie chciał przysparzać ci więcej smutku, więc wymazałem go z twoich wspomnień - oznajmia, a jego ręka wędruje na kark.
- Jak mogłeś. Cały czas słyszę tylko o tym, że ktoś nie chce mi przysparzać bólu! Jasne! Najlepiej, żebym nie pamiętała niczego. Żebym nie pamiętała, że miałam rodzinę. Bo po co skoro przez to cierpię? - pytam i czuję jak w moich oczach po raz kolejny zbierają się łzy.
- Amatis, to nie tak...
-Jasne. To nie tak jak myślę. Przecież to dla mojego dobra.
- Bo to jest dla twojego dobra! - krzyczy Merlin. Odwracam się do niego plecami. Kieruję się w stronę schodów i stawiam stopę na pierwszym stopniu.
- Amatis..przepraszam, ja...- zaczyna Merlin, ale ja nie pozwalam mu skończyć.
- Chcę pobyć trochę sama. - Informuję.
- Amatis... - tym razem słyszę głos Matta.
- Chcę. Pobyć. Sama. - Cedzę i idę do góry, nie zważając na to, że Merlin i Matt próbują coś do mnie powiedzieć. Nie słyszę ich. Stworzyłam barierę, która nie przepuszcza ich słów do mnie. Chociaż przez jeden dzień...

___________________________________________________________________________________

I tak, o to mamy kolejny rozdział! Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo nie było rozdziału! Nie miałam zbytnio czasu, ponieważ maj był bardzo pracowitym miesiącem. Cierpiałam również na chorobę zwaną brakiem weny. Nie wyleczyłam się z niej jeszcze, dlatego rozdział jest taki jak nie inny.
Postaram się dodawać częściej rozdziały i mam nadzieję, że wybaczycie mi moją nieobecność!
Ahoj, czytelnicy!
P.S dziękuję, że jesteście ze mną ♥
      

3 komentarze:

  1. Wredna dupo! I co z jej kostką hmmm? Xd Ale rozdział super ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne! motyw z zapomnianym bratem jest mega *-* czekam na kolejny i życzę weny hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. :D Jak zwykle się powtórzę, ale uwielbiam Amatis i Matta. Jestem ciekawa co stanie się dalej. :)
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń