poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 11 ,,Przywrócenie wspomnień i pragnienie krwi"

     -Wstawaj- słyszę głos Matta. Otwieram oczy, a mnie uderza jasność jaka zapanowuje w pokoju po tym jak Matt odsłonił zasłony. Szybko zakrywam się kołdrą, gdyż jasne światło drażni moje oczy.
- Czy mógłbyś to zasłonić? - warczę.
- "To" nazywa się słońce i korzystnie wpłynie na twoje samopoczucie, więc nie. Wychodź z łóżka i schodź na śniadanie - rozkazuje mi. Szybko wygrzebuję się z kołdry.
- Czego nie zrozumiałeś w wczorajszym zakazie, aby nie wchodzić do mojego pokoju?
- Wszystko zrozumiałem, ale jestem buntownikiem.
- Źle dla ciebie - mówię i rzucam w niego moim telefonem, który leżał na szafce nocnej. Niestety refleks Matta okazuje się niezawodny i chłopak łapie go w locie.
- Niezły rzut - komentuje i odrzuca mi telefon, który ląduje obok mnie na poduszce.
- Nie popisuj się - mruczę i ponownie kładę się, zakrywając swe ciało kołdrą.
- Powiedziałem, że nie ma spania. - Słyszę warknięcie Matta i po chwili me ciało ogarnia chłód, na wskutek zdjęcia ze mnie kołdry.
- Jestem buntowniczką - powtarzam jego słowa.
- A mnie to nie obchodzi - komentuje. Podchodzi do mnie, łapie mnie w pół i przerzuca sobie przez ramię. Zaczynam piszczeć.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Pozwę cię do sądu! - krzyczę oburzona.
- A jaki podasz powód?- prycha i zaczyna schodzić po schodach.
- Przeszkadzanie w spaniu. Zamkną cię od razu, bo to ważne przestępstwo. Co więcej. Dadzą ci karę śmierci - warczę, a Matt się śmieje. -Tak. Śmiej się dalej, ale ja się będę śmiała, gdy będziesz patrzył na mnie błagalnym spojrzeniem zza kratek!
-To się nigdy nie stanie. Nie licz na to, księżniczko- mówi Matt.
    Chłopak wchodzi na stopień i kładzie mnie na podłodze w kuchni.
-Twoje szczęście, że mnie puściłeś. Właśnie miałam zamiar cię ugryźć - informuję go.
-Dalej. Zrób to - mówi, a ja odwracam się do niego. Chłopak zsuwa materiał czarnej koszulki odsłaniając umięśnione ramie. Przełykam ślinę.
-Oszalałeś - mówię krótko i kręcę głową. Matt wzrusza ramionami, a jego mięśnie się poruszają. Każda żyła się uwidacznia, a ja słyszę jak w nich płynie krew.
-Jeżeli to obudzi twoje zdolności, to warto się poświęcić dla dobra sprawy- mówi i zbliża się do mnie, a mnie uderza jego zapach. Trawy, świeżego powietrza i słodkiej krwi.
-Nie- mówię kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. Zamykam oczy i przełykam ślinę, gdyż nagle zrobiłam się spragniona.
-Dlaczego nie?- pyta.
-Nie chcę cię poniżyć. Nie sądzisz, że widok jak wypijam z ciebie krew nie będzie śmieszny?- pytam spoglądając na niego z drwiną w oczach. Matt ignoruje moją dłoń i przybliża się jeszcze bardziej do mnie. Jego ciało styka się z moim ciałem. Spogląda w moje oczy z determinacją, a ja wytrzymuje jego wzrok.
-O, nie. Ja nie obawiam się poniżenia, ponieważ wiem, że i tak tego nie zrobisz- mówi krzyżując ramiona na piersi.
-Tak sądzisz?- pytam powtarzając jego ruch. Na ustach Matta pojawia się drwiący uśmieszek.
-Owszem- mówi i wysuwa podbródek do przodu.
-A ja myślę, że nie masz racji.- Czuję jak pomiędzy nami przeskakują iskierki w elektrycznej atmosferze.
       Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, ale nie odwracam spojrzenia od oczu Matta. Ktoś przechodzi przez salon, a ja kątem oka zauważam, że to Merlin.
-Co się tu dzieje?- pyta, a ja czuję jak wyjątkowa aura wokół nas słabnie.
-Zamknij się- próbuję naprawić atmosferę, która zapanowała.
-Kurde. Pomiędzy wami wytworzyła się jakaś wyjątkowa, naładowana elektrycznie aura- zauważa. Zaciskam pięści.
-No co ty- warczę przez zaciśnięte zęby. Matt opuszcza wzrok i rozgląda się wokół nas. Klaszczę w dłonie.
-Wygrałam!- Krzyczę wytykając mu język. Chłopak spogląda na mnie i drapie się po karku.
-O co my się w ogóle przekomarzaliśmy?- pyta z niewinnym uśmieszkiem.
-O..och nie ważne!- Warczę zirytowana. Odwracam się na pięcie i idę do lodówki. Otwieram ją i przeglądam jej zawartość. Nic. Pustka.
-Nic tam nie znajdziesz.- Ostrzega mnie Matt.
-Właśnie się zorientowałam- mruczę.
-Powinniśmy jechać na zakupy.- Matt rozsiada się na kanapie, a Merlin podąża w jego ślady.
-Co ty tu robisz?- Zwracam się do Merlina piorunując go wzrokiem. Czarodziej spogląda na mnie wzrokiem zbitego pieska.
-Nadal jesteś zła?- pyta głosem przepełnionym bólem. O nie. Takie sztuczki na mnie nie działają.
-Nie. Wybaczyłam ci wczoraj po tym jak odwiedził mnie jednorożec o imieniu Klaudiusz i zabrał mnie na przejażdżkę po tęczy opowiadając historię o wybaczaniu. Wiesz dało mi to do myślenia- prycham. Merlin prostuje się a z jego postawy bije nadzieja.
-Naprawdę?
-Jasne, że nie idioto.
-Och- mruczy opuszczając głowę. Nagle jednak jego postawa nabiera pewności siebie i normalnie widzę jak nad jego głową zapala się lampka z kolejnym, nowym, świetnym pomysłem.
-Co znowu?- pytam opierając się swobodnie o lodówkę.
-A, gdyby tak...A gdybym tak przywrócił tobie twoje zabrane spojrzenia?- proponuje, a ja momentalnie się prostuje zainteresowana jego propozycją.
-Mów dalej.
-No bo ja zabrałem twoje wspomnienia i teoretycznie powinienem je gdzieś przechowywać i gdybym je znalazł to mógłbym ci je oddać, tak samo jak je zabrałem- mówi radosny i z tych emocji aż podnosi się z kanapy. Unoszę dłoń i marszczę brwi.
-Czekaj, czekaj. Czy to znaczy, że w twojej głowie siedzą jakieś małe ludziki i one pracują w biurze, w którym przechowujesz czyjeś wspomnienia?- pytam marszcząc brwi.
-Nie do końca, ale...mniej więcej- mówi. Uśmiecham się szeroko.
-No to na co czekamy? Bierzmy się do roboty!- Krzyczę entuzjastycznie i podchodzę do chłopaków.
      Merlin siada na kanapie i zamyka oczy, a ja siadam na miękkim białym dywanie.
-Teraz proszę, abyście byli cicho- mówi Merlin i oddycha głęboko. Kiwam głową, chociaż wiem, że czarodziej tego nie zauważy. Matt prycha, ale ja piorunuję go wzrokiem i chłopak od razu się zamyka chociaż jego usta poruszają się, zapewne przeklinając mnie. Uśmiecham się z satysfakcją i ponownie skupiam się na Merlinie. Jego postać zaczyna emanować błękitną aurą, a oczy pod powiekami poruszają się nerwowo. Po chwili na ustach czarodziejach pojawia się lekki uśmiech i jego powieki się unoszą. Jego oczy barwy płynnego złota patrzą wprost na mnie.
-Mam- mówi, a jego oczy znów przybierają normalną barwę.
-Naprawdę?- pytam podekscytowana.
-Tak. Siadaj- mówi wstając z kanapy i wskazując swoje miejsce.
     Posłusznie zajmuje wskazane miejsce i siadam prosto. Merlin zbliża się do mnie i kładzie dwa palce obu rąk na moich skroniach.
-Zamknij oczy- mówi, a ja spełniam jego żądnie. Przez chwilę pod powiekami widzę ciemność, ale nagle przez moje ciało przechodzi elektryczny prąd i przed moimi oczami zaczynają przewijać się obrazy. Dopatruję się na nich mnie i chłopczyka z fotografii. Jak się bawimy, huśtamy na huśtawkach, jak chłopiec całuje mnie w kolano po tym jak spadłam z roweru, moje urodziny, jego urodziny, uśmiechnięci rodzice. Całe moje dzieciństwo powraca z nową osobą- moim bratem.
    Czuję jak ciepłe palce Merlina opuszczają swoje miejsce, a ja szybko otwieram oczy. Zaczerpuję gwałtownie powietrza.
-Pamiętam- mówię. Merlin uśmiecha się do mnie, a Matt spogląda na mnie wsparty o swoją rękę, którą ma podpartą o podłokietnik kanapy.
-To świetnie- komentuje brunet, a ja piorunuję go wzrokiem.
- To, że dla ciebie jest to nieistotne, to nie znaczy, że mnie to również nie obchodzi- warczę.
-Ale o co ci chodzi?- obrusza się i od razu się prostuje.
-Och, ja słyszałam to szyderstwo w twoim głosie.
-Tam nie było żadnego szyderstwa! Masz jakieś omamy!
-Ta, jasne. Uwierzę ci jak odwiedzi mnie jednorożec Klaudiusz.
-Dlaczego cały czas poruszasz temat jakiegoś jednorożca?
-Bo może moim marzeniem jest spotkanie go? Nie pomyślałeś o tym? Ja również mam marzenia!
-Spokój, dzieci!- krzyczy Merlin, aby zaprzestać dalszemu rozwojowi naszej dyskusji.
-Nie jesteśmy dziećmi!- krzyczymy jednocześnie.
-Mam sto sześćdziesiąt osiem, więc sądzę iż mogę was tak nazwać.- Z wyższością splata ramiona na piersi.
-Dobra, wygrałeś- mruczę. Nawet nie wiem kiedy stało się to dla mnie normalne, że przebywam w jednym pomieszczeniu z naprawdę wiekowym czarodziejem.
    Matt spogląda na zegarek na dłoni czym przyciąga mą uwagę. Marszczę brwi.
-Nigdy nie nosisz zegarka. Co się stało?- pytam. Matt spogląda na mnie i mruga oczami jakby dopiero teraz zauważył moją obecność.
-Słucham? Ach, tak. Zaczynam dzisiaj pracę więc muszę mieć przy sobie coś czym mogę kontrolować czas- tłumaczy.
-Ty pracujesz?- dziwię się.
-Owszem. Jestem instruktorem w akademii.
-W jakiej akademii?
-Dla istot pół na pół. Ty też do nich należysz, więc przykro mi. Wracasz do szkoły.- Uśmiecha się do mnie.
-Słucham? Myślałam, że bycie jakaś super ważną osobą w waszym świecie zwalnia mnie z takich obowiązków- mruczę.
-Och, nie. Dobrze by było gdybyś znalazła sobie również jakąś pracę- informuje mnie, a ja patrzę na niego spode łba.
-Że co proszę?
-Praca..zarabiasz na siebie..świta ci coś?
-Jasne, że mi świta! Tylko będzie problem. Jak mam połączyć waszą nadnaturalną szkołę z pracą?- pytam unosząc jedną brew.
-W bardzo prosty sposób. Zajęcia w szkole są zazwyczaj od osiemnastej do dwudziestej trzeciej, a więc przed zajęciami lub po mogłabyś się zająć jakąś pracą, tym bardziej, że twoje wyżywienie kosztuje.- Uśmiecha się do mnie uroczo. Patrzę na niego mrużąc brwi.
-Wiesz co? Irytujesz mnie.
-I vice versa, księżniczko.- Posyła mi buziaka i wstaję z kanapy kierując się do kuchni.
-Która godzina?- pytam Merlina. Mężczyzna wyjmuję z kieszonki na piersi złoty zegarek na łańcuszku i unosi jego klapkę.
-Piętnaście po pierwszej- odpowiada.
-Matt, ubieraj się. Jedziemy na zakupy- mówię i idę do góry do swojego pokoju.
      Po chwili schodzę ubrana w wczorajsze dżinsy i burgundowy, wełniany sweterek. Siadam na kanapie i wsuwam na stopy trampki. Podwijam rękawy i sięgam do swoich włosów. Fale dzisiejszego dnia wiążę w kitka.
-Możemy iść- informuję zeskakując z kanapy. Oglądam się i widzę Matta, który opiera się nonszalancko o drzwi wejściowe, przewracając pomiędzy palcami kluczyk. Ma na sobie dzisiaj ciemne przetarte dżinsy, błękitną wyblakłą koszulkę i skórzaną czarną kurtkę. Jego loki wyglądają jakby przed chwilą wyszedł z łóżka. Jednym słowem wygląda seksownie. Chwila....co? Możemy to wykreślić?
-Wow. Masz błękitną koszulkę. Myślałam, że nosisz tylko białe i czarne ubrania- mówię, aby odpędzić od siebie wizję seksownego Matta. Chłopak unosi wzrok i uśmiecha się do mnie leniwie. Tak jakby wiedział o czym myślę.
-Zmiany są dobre, co?
-Może.- mruczę. Matt znów spogląda na zegarek, a ja zauważam, że nie ma w salonie Merlina. -Chwila..gdzie się podział wiecznie szczęśliwy czarodziej?- marszczę brwi.
-Prawdopodobnie poszedł do siebie ćwiczyć rytuały na dziewicach- odpowiada Matt z niewzruszonym wyrazem twarzy.
-Merlin? Ten czarodziej, który wieży w jednorożce? I ty myślisz, że ja w to uwierzę?
-Racja. To mi się nie udało.
-Dobra. Koniec pogaduszek. Jedźmy w końcu na te zakupy- wzdycham i przechodzę obok Matta. Naciskam na klamkę od drzwi, a Matt staje za mną. W tej chwili czuję trawę, deszcz i słodki zapach krwi. Zamykam oczy i zaciągam się nim. Pozwalam aby aromat dostał się do mych nozdrzy i wypełnił moje całe ciało rozkoszą. Zatracam się w tym zapachu i przed oczami widzę jak wbijam kły w gołą szyję Matta.
    Nagle czuję jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu i przestraszona aż podskakuję. Odwracam się i staję twarzą w twarz z Mattem.
-Amatis, wszystko okej?- pyta przyglądając mi się badawczo. Spoglądam na niego zamglonym wzrokiem i powoli kiwam głową. Nadal jestem otumaniona jego zapachem i wizją.
-Tak, jasne- mruczę i oblizuję wargę. Czuję jak kieł w górnej szczęce przebija się przez moją wargę i ciepła strużka krwi spływa mi po brodzie. Matt łapie mój podbródek i unosi głowę do góry. Nie patrzę mu w oczy lecz mój wzrok kieruje się na jego szyję. Słyszę szum krwi, która przepływa przez jego żyły. Jej zapach gryzie mnie w nozdrza.
-Amatis, co ci jest?- ponownie słyszę głos Matta, ale jego słowa zdają mi się bez sensu. Zarzucam ramiona na szyję Matta i jak w transie trącam nosem jego szyję.
-Tak słodko pachniesz- mruczę i kłem przejeżdżam po jego skórze nacinając ją. Z boku jego szyi zaczyna cieknąć szkarłatna krew. Zaczynam chichotać i zlizuję ją powoli językiem. Czuję jak ciało Matta się wzdryga.
-Amatis..co ty robisz?- przełyka głośno ślinę, a ja zauważam, że powtórzył moje imię po raz trzeci. bardzo rzadko się do mnie nim zwraca.
-Och, Matt, Matt, Matt. Pamiętasz jaką mi propozycję dzisiaj składałeś? Chyba z niej skorzystam- mruczę. Chłopak sztywnieje.
-Co? Amatis...- zaczyna, ale nie dokańcza, gdyż ja wbijam się w jego szyję. Jego wrząca krew zalewa moje usta i spływa po gardle. Smakuje tak słodko. Piję łapczywie i słyszę jak z ust Matta wydobywa się cichy jęk. O tak. To jest muzyka dla moich uszu. Zdecydowanie.

4 komentarze:

  1. Wow. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. :D Mam nadzieje, że kolejny rozdział pojawi się szybko, bo jestem strasznie ciekawa. :3
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się tego nie spodziewałam, ale moja wyobraźnia jest niezależna ode mnie, haha. xd
      Dziękuję. x

      Usuń
  2. omg, nie spodziewałam się czegoś takiego *-* mam nadzieję, że Matt i Amatis będą w końcu razem <3 powodzenia w dalszym pisaniu x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie niespodziewane wydarzenia ^^
      Pożyjemy, zobaczymy. :D
      Dziękuję. x

      Usuń